Dzisiejsza recenzja dotyczy ciągu dalszego serii "Kwiatów na poddaszu".
Po ucieczce z poddasza, całe rodzeństwo podróżuje autobusem. Kiedy Carrie źle zaczęła się czuć, nie uszło to uwadze Henriettie - gosposi doktora Paula Sheffielda, który zapewnia jej pomoc, a wreszcie, dach nad głową. Po pewnym czasie ma zamiar zaadoptować trójkę dzieci. Ale czy to wystarczy, żeby w szczególności Cathy i Chris zapomnieli o tylu latach spędzonych w zapomnieniu i odnajdą się w tym wielkim świecie?
Książka nadal trzyma poziom, czyta się szybko, nie nudzi. Język narratorki wraz z jej wiekiem się zmienia. Nie jest już taki dziecinny jak w "Kwiatach...". Cathy staje się piękną kobietą, która zaczyna podobać się płci przeciwnej i potrafi to dobrze wykorzystać. Mężczyźni walczą o jej względy, pragną, pozwalają, żeby dziewczyna ich kokietowała i mamiła swoimi wdziękami. Jej marzeniem z dzieciństwa było zostanie sławną baletnicą i teraz ma szansę, żeby je spełnić. Chris natomiast trudniej odnajduje się na wolności. Zaczyna spełniać postawiony przez siebie cel o zostaniu lekarzem. Jednak w strefie miłosnej nie potrafi się odnaleźć. Tylko jak to zrobić skoro przez ostatnie kilka lat jedyną dorastającą dziewczyną
była jego siostra?
Jestem pewna, że sięgnę po następną część serii - "A jeśli ciernie". Po prostu nie mogę oderwać się od tych tomów :)
A jak Wasze przygotowania do świąt? Bo u mnie wszystkie listy (a jest ich sporo) są spisane, choinka, a raczej dwie przystrojone, prezenty prawie wszystkie kupione. Zostaje tylko kwestia upieczenia ciast i ciasteczek, na które mam jeszcze trochę czasu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz