czwartek, 31 lipca 2014

Mam już roczek! :)



Jak ten czas szybko leci! Całkiem niedawno patrząc na inne blogi zastanawiałam się nad takowym, a teraz? Teraz mija rok odkąd sama jestem posiadaczką bloga książkowego. :)

źródło: google.pl

Może teraz blog ma mały zastój, ale to dlatego, że kończą mi się zapasy książek własnych, a wstyd się przyznać, ale nie mam karty bibliotecznej i zawsze mi nie po drodze jechać ją wyrobić. :)

Dłużej nie przedłużajmy :) Chciałabym Wam podziękować, każdemu z osobna za każde odwiedzenie, za każdy komentarz i za to, że mieliście chęć kliknąć "obserwuj". Dziękuję.

Jest to dla mnie ogromna radość, że tutaj wchodzicie, a cieszę się jak dziecko kiedy widzę nowy komentarz. Mam nadzieję i postaram się, aby kolejne tygodnie były bardziej owocne niż poprzednie, żeby ten blog nie zginął w zapomnieniu. 


sobota, 19 lipca 2014

Alfonso Signorini - "Marilyn. żyć i umrzeć z miłości"

To, że uwielbiam Marilyn Monroe większość z Was wie. Lubię oglądać z nią filmy, czytać o niej artykuły, ciekawostki, biografie - te bardziej jak i mniej wiarygodne. Tym razem w ręce wpadła mi zbeletryzowana biografia "Marilyn. Żyć i umrzeć z miłości". Nie ukrywam, że już od dawna o niej myślałam, ale jak na dość króciutką książeczkę (nie co ponad 200 stron) było mi szkoda wydać 35 zł bez 10 groszy. Kiedy więc w Carrefourze przy okazji zakupów spożywczych w dziale z książkami znalazłam ją za 15 zł od razy włożyłam ją do koszyka.



Powieść (bo chyba tak można to nazwać) czyta się szybko i bardzo przyjemnie. Wiadomo, że niektóre fakty zostały lekko przyspieszone lub opóźnione, żeby wszystko się zgadzało, ale nieszczególnie mi to przeszkadzało. 

"(...) po powrocie z pracy zastał [Dougherty] w salonie krowę. Właśnie tak, prawdziwą krowę z krwi i kości.                                                                                                                                       -Normo, co tu się dzieje? Co to zwierzę robi w naszym domu?                                                 -Tatuśku kochany, tak strasznie padało, a ona trzęsła się z zimna (...)" 


Cała biografia podzielona jest na pięć rozdziałów, każdy z nich opowiada o konkretnym wydarzeniu i czasie w życiu Marilyn, np. małżeństwo z DiMaggio czy okres kiedy w głowie Mary był tylko jeden mężczyzna - John Fitzgerald Kennedy.

"Codziennie jedli marchewkę z groszkiem. I groszek z marchewką.                                                      -Możesz powiedzieć, czemu ciągle gotujesz mi te same pomyje?                                              -Tatuśku drogi, tak bardzo mi się podoba ta kompozycja zielonego z pomarańczowym na patelni."

Najbardziej z całej książki ciekawiło mnie zakończenie, a nie jestem jedną z tych osób, co czytają ostatni rozdział, choć przyznam, że pokusa była wielka :) Tutaj autor mnie trochę zawiódł. wybrał takie zakończenie, gdzie nie pozostawia czytelnikowi miejsca na domysły. Jest wiele wersji na co mogła Miss Monroe umrzeć i ciekawiej byłoby gdyby Signorini to wziął pod uwagę, ale to tylko moje zdanie. Dodatkowo autor mógłby podać źródła, z których czerpał wiadomości, co bardziej uwiarygodniłoby całą opowieść. 

Nie jest to na pewno książka dla osób, które chcą poznać bliżej życie autorki, ponieważ jest dość spłycone i osoby, które uważają ją za "głupią blondynkę" mogą się utwierdzić w tym myśleniu. Z jednej strony miło się czytało, gdzie nie ma samych "suchych" faktów, są dialogi i to co mogłaby myśleć panna Monroe, z drugiej autor mógł bardziej zagłębić się w psychikę aktorki, może nawet rozbudować wątek o jej psychoanalitykach, który jest bardzo ciekawy, a w książce jakby zapomniany.

Przepraszam za tak chaotyczny wpis, ale nie mogłam zebrać myśli w ten piękny lecz bardzo upalny dzień :)
 

niedziela, 13 lipca 2014

Agata Christie - "Tajemnica Wawrzynów"

Tajemnica Wawrzynów jest inną książką niż pozostałe powieści Agaty Christie. Nie ma tutaj zma dużo, jak w innych, na "bieżąco" morderstw. Jest to tajemnica sprzed lat - sprzed II a może nawet i I wojny światowej. 

Tommy i Tuppence wiele lat po drugiej wojnie światowej kupują stary dom. Chcą się tam zadomowić i wreszcie należycie odpocząć. Nie wiedzą jednak jaką skrywa tajemnicę. Kiedy Tuppence porządkowała stare książki i przypominała sobie dawne czasy, natknęła się na coś, co wzbudziło w niej zaniepokojenie. Natrafiła na zaszyfrowaną wiadomość. Ktoś zakreślił pojedyncze słowa w zdaniach, które łączą się w całość - "Mary Jordan nie zmarła śmiercią naturalną".

Tuppence nie byłaby sobą, gdyby nie zajęła się tą sprawą. Prosi męża, żeby sam coś poszperał i spróbował się dowiedzieć kim była Mary Jordan i jak zmarła. Tommy niechętnie zgadza się, jednak prosi ją, żeby sobie bzdurami nie zawracała głowy. 


          "Tuppence podniosła torebkę (...)
               -Prawdziwa krokodyla skórka. Choć czasami trudno wszystko do niej upchnąć.
               -I najwyraźniej wyjąć.
          Tuppence walczyła z torebką.
               - Zawsze trudno wyciągnąć coś z drogiej torebki (...) najwygodniejsze są te plecione.             Rozciągają się do dowolnych rozmiarów i możesz mini potrząsnąć jak salaterką z                       salaterkę z puddingiem." (str.221)

Ktoś jednak nie chce aby tajemnica sprzed wielu, wielu lat ujrzała światło dzienne. Czy Tuppence grozi niebezpieczeństwo? 

Jak wspomniałam wcześniej, powieść jest dość specyficzna i nie należy do moich ulubionych. Przez większą część książki nic szczególnego się nie dzieje, nie da się poczuć klimatu, który w większości książkach Christie jest obecny. Jak na królową kryminału to nie spisała się na piątkę, ale każdy ma lepsze i słabsze dni, w tym przypadku książki :).

Muszę się przyznać, że książkę kupiłam ze względu na okładkę a nie treść. Nie wiedziałam o czym będzie i czy mnie zaciekawi. Wydawnictwo Dolnośląskie tworzy cudowne okładki dla powieści Agaty w wydaniu kieszonkowym. Zdecydowanie mniej podobają mi się te w standardowej, a dla mnie w większej wersji, bo zawsze kieszonkowe było dla mnie "standardem". 

Na pewno nie polecam jej osobom, które zaczynają swoją przygodę z Agatą, bo można się zrazić do tak wspaniałej autorki, dla reszty, którzy mają za cel przeczytanie wszystkich jej książek, jak najbardziej polecam :). 


poniedziałek, 7 lipca 2014

Nicholas Sparks - "Szczęściarz" - książka + film


Lato już się rozpoczęło, ale moje rozleniwienie nie ustąpiło. Nadal napawam się ciszą, spokojem, nic nie robieniem - po prostu  nudą :) W pozytywnym słowa tego znaczeniu. Coś podczytuję, coś pooglądam, coś zjem. I jak na razie do szczęścia mi to wystarczy.

"Szczęściarz" jest moim 4 spotkaniem ze Sparksem i jakże udanym! Coraz bardziej przekonuje się do tego, że po jego powieści mogę sięgać w ciemno i wiem, że raczej się nie zawiodę. Jak w trzech na cztery razy najpierw obejrzałam film, a później przeczytałam książkę. Takie rozwiązania lubię najbardziej. W "Bezpiecznej przystani" zrobiłam odwrotnie i film, muszę przyznać, trochę mnie nudził.

Jest to opowieść o byłym żołnierzu, który wyrusza w pieszą podróż ze swoim najlepszym przyjacielem - owczarkiem niemieckim i jego celem do osiągnięcia jest znalezienie dziewczyny ze zdjęcia. Dla niego jest to nie tylko zwykła dziewczyna. Zdjęcie staje się jego talizmanem, "metodą" na szczęście. Dlaczego? Uniknięcie śmierci kiedy jego przyjaciel obok zginął jest chyba niezłym wytłumaczeniem. Jest to romans, czyli po parunastu, parudziesięciu stronach możemy się domyślać, co się stanie jednak na pewno powieść nie jest banalna, nudna, mocno przewidująca. Dobrym rozwiązaniem było także przeplatanie fabuły  - czasów kiedy Logan Thibault służył w armii - jego wspomnienia i teraźniejszość.
Logan nie ma tyle odwagi, żeby od razu wyjaśnić dlaczego przybył na pieszo do malutkiego miasteczka w Hampton. Zatrudnia się u babki Elizabeth, bo tak dziewczyna ma na imię, przy pomocy z psami. Beth musi się opiekować swoją babcią i dzieckiem, a do tego ma na głowie byłego męża, którego do najdojrzalszych nie możemy zaliczyć. Mężczyzna nadal jej pragnie, uważa, że pasują do siebie i kiedy widzi, że Logan pracuje u niej, Keith, jako zastępca szeryfa i wnuk najbogatszego i najbardziej wpływowego obywatela miasteczka, zaczyna węszyć, co skłoniło młodego mężczyznę do przyjazdu do Hampton.

Jest to wspaniała i wyjątkowa opowieść. Możemy w niej znaleźć miłość, przyjaźń, poświęcenia, problemy z wychowaniem, odpowiedzialnością, ale także te gorsze cechy jak nienawiść, złość. Powieść bardzo dobrze mi się czytało i było żal ją skończyć. Może i nie wylałam morza łez jak w poprzednich książkach, ale było mi bardzo smutno

W książkach Sparksa podoba mi się to, że jest wielu narratorów. Każdy rozdział opowiadany jest na zmianę przez inną osobę, z innego punktu widzenia. Dzięki temu całe zdarzenie, historię poznajemy lepiej i bardziej możemy się w nią wgłębić.


Co do filmu...
Zac Efron nie za bardzo mnie urzekł, jego drewniana mina i zachowanie irytowało mnie jednak kiedy oglądam już po raz enty to przyzwyczajam się do jego "stylu" gry :). Natomiast bardzo spodobała mi się aktorka, odtwórczyni głównej roli. Nie wiem co dokładnie mi się w niej podoba, ale ma "to coś".


Film i książka są do siebie bardzo podobne. Nie ma wielkich różnic, co jest na plus, bo wg mnie książka jest dobra i nie warto za dużo zmieniać do ekranizacji.Postacie są wiarygodne, da się je lubić. Jednych mniej, drugich bardziej. Znowu się powtarzam, ale uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam małe amerykańskie miasteczka! No po prostu mają w sobie coś, że chce ciągle i ciągle je oglądać na ekranie.