sobota, 19 lipca 2014

Alfonso Signorini - "Marilyn. żyć i umrzeć z miłości"

To, że uwielbiam Marilyn Monroe większość z Was wie. Lubię oglądać z nią filmy, czytać o niej artykuły, ciekawostki, biografie - te bardziej jak i mniej wiarygodne. Tym razem w ręce wpadła mi zbeletryzowana biografia "Marilyn. Żyć i umrzeć z miłości". Nie ukrywam, że już od dawna o niej myślałam, ale jak na dość króciutką książeczkę (nie co ponad 200 stron) było mi szkoda wydać 35 zł bez 10 groszy. Kiedy więc w Carrefourze przy okazji zakupów spożywczych w dziale z książkami znalazłam ją za 15 zł od razy włożyłam ją do koszyka.



Powieść (bo chyba tak można to nazwać) czyta się szybko i bardzo przyjemnie. Wiadomo, że niektóre fakty zostały lekko przyspieszone lub opóźnione, żeby wszystko się zgadzało, ale nieszczególnie mi to przeszkadzało. 

"(...) po powrocie z pracy zastał [Dougherty] w salonie krowę. Właśnie tak, prawdziwą krowę z krwi i kości.                                                                                                                                       -Normo, co tu się dzieje? Co to zwierzę robi w naszym domu?                                                 -Tatuśku kochany, tak strasznie padało, a ona trzęsła się z zimna (...)" 


Cała biografia podzielona jest na pięć rozdziałów, każdy z nich opowiada o konkretnym wydarzeniu i czasie w życiu Marilyn, np. małżeństwo z DiMaggio czy okres kiedy w głowie Mary był tylko jeden mężczyzna - John Fitzgerald Kennedy.

"Codziennie jedli marchewkę z groszkiem. I groszek z marchewką.                                                      -Możesz powiedzieć, czemu ciągle gotujesz mi te same pomyje?                                              -Tatuśku drogi, tak bardzo mi się podoba ta kompozycja zielonego z pomarańczowym na patelni."

Najbardziej z całej książki ciekawiło mnie zakończenie, a nie jestem jedną z tych osób, co czytają ostatni rozdział, choć przyznam, że pokusa była wielka :) Tutaj autor mnie trochę zawiódł. wybrał takie zakończenie, gdzie nie pozostawia czytelnikowi miejsca na domysły. Jest wiele wersji na co mogła Miss Monroe umrzeć i ciekawiej byłoby gdyby Signorini to wziął pod uwagę, ale to tylko moje zdanie. Dodatkowo autor mógłby podać źródła, z których czerpał wiadomości, co bardziej uwiarygodniłoby całą opowieść. 

Nie jest to na pewno książka dla osób, które chcą poznać bliżej życie autorki, ponieważ jest dość spłycone i osoby, które uważają ją za "głupią blondynkę" mogą się utwierdzić w tym myśleniu. Z jednej strony miło się czytało, gdzie nie ma samych "suchych" faktów, są dialogi i to co mogłaby myśleć panna Monroe, z drugiej autor mógł bardziej zagłębić się w psychikę aktorki, może nawet rozbudować wątek o jej psychoanalitykach, który jest bardzo ciekawy, a w książce jakby zapomniany.

Przepraszam za tak chaotyczny wpis, ale nie mogłam zebrać myśli w ten piękny lecz bardzo upalny dzień :)
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz