Marilyn Monroe zainteresowałam się jak miałam ok. 10 lat. Po obejrzeniu filmu "Blondynka", gdzie w aktorkę wcieliła się Poppy Mondgomery, zakochałam się :) Pierwszym filmem z oryginalną Marilyn Monroe był"Mężczyźni wolą blondynki" i tak po mału wyszukiwałam każdą ciekawostkę na temat gwiazdy. Po podziwianiu jej gry aktorskiej postanowiłam przeczytać jej biografię. Wybór padł na "Marilyn, ostatnie seanse"
Nie chciałam typowej biografii,
wiec zdecydowałam się na dzieło Michela Schneidera. Nie zawiodłam się. Książka
wspaniale opisuję życie aktorki, jej problemy i pragnienia. Możemy poznać jej
mężów, wszystkich psychoanalityków jakich miała (a było ich sporo) i jak w
stosunku do niej zachowywali się ludzie z planów filmowych i zwykli mieszkańcy.
Dowiadujemy się, jak ona sama postrzegała siebie i potrzebowała miłości. W
książce opisana jest jej także relacja z rodziną. Ciekawym wątkiem było jej
zachowanie w stosunku do jej ostatniego psychoanalityka - Ralpha Greensona,
który przewija się przez całą książkę i poddaje bezwzględnej psychoanalizie.
Można powiedzieć, ze książka opisuje na równi p. Greensona, jak i samą MM.
Jedynym minusem tej książki jest mieszanie dat. Raz jesteśmy w roku 1961, a w
następnym rozdziale w 1976, co trochę mogło zmylić czytelnika, ale właściwie
przez takie rozmieszczenie wydarzeń, nie nudzimy się, a książka nie staje się
monotonna. Dzięki tej lekturze poznajemy dwie twarze Marilyn.
Na koniec dodam, że jak każda fanka, nie wierzę, że popełniła samobójstwo :).
Książka godna
polecenia, dla fanów Marilyn Monroe i nie tylko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz