poniedziałek, 2 września 2013

Stephen King - "Christine"

ChristineNo i mamy wrzesień. Z jednej strony cieszę się, że powoli zbliżamy się do świąt, a z drugiej zaczyna brakować mi słońca, tych wszystkich kwitnących kwiatów, zwiewnych sukienek i balerinek. Zaczął się nowy rok szkolny, który, mam nadzieję, nie będzie gorszy od poprzedniego. Liczę jeszcze na to, że początek jesieni będzie słoneczny i pogodny, a temperatura nie będzie schodzić poniżej 10 stopni. 


Czy można zakochać się w starym gruchocie? Czy miłość od pierwszego wejrzenia jest możliwa… do samochodu? Samochód. Dokładnie plymouth fury, rocznik 58. Gdy Arnie Cunningham ją zobaczył, od razu poczuł to coś, czego nigdy w swoim siedemnastoletnim życiu nie doświadczył – miłość. Kiedy pierwszy raz ujrzał ten samochód, nie było się nad czym rozczulać – zardzewiała karoseria, pajęczyna mikropęknięć na przedniej szybie, brak reflektora to tylko garstka zniszczeń i zapuszczeni, ale Arnie nie zwracał uwagi na brzydotę. Już postanowił, że musi go mieć, a właściwie ją, Christine. Mogłoby się wydawać, że historia się już kończy, ale kto by pomyślał, że wraz z zakupem dwudziestoletniego, zepsutego samochodu, można się zmienić. Ta miłość staje się obsesją, bo w Christine jest coś dziwnego, czego nie można wytłumaczyć. Budzi niechęć, złość, a nawet strach. A to dopiero początek przygód ze starym samochodem. Czy zakup auta za własne pieniądze i „odcięcie się od pępowiny” rodziców wyjdzie nastolatkowi na dobre?

Książkę czyta się dobrze. Wydawać by się mogło, że narrator, przyjaciel Arniego, Denis, siedzi obok nas i opowiada nam całą historię przy kawie, na żywo. Ukazane są wszystkie zmiany i rozterki nastolatka – jego miłość do auta, ta obsesja. Nic nie można powiedzieć na temat samochodu, nie dotykać go, żeby nie zobaczyć zmiany właściciela. Z spokojnego, niezbyt urodziwego chłopaka, przemienia się w kogoś, kogo nie znamy.

Sięgając po książkę nie wiedziałam dokładnie czego się spodziewać po ponad 600-stroniczym tomisku jakim jest książka. Czytając Kinga, wiele razy zawiodłam się. A tutaj miłe zaskoczenie. Książka idealnie wpasowała się w ówczesny nastrój. Dodatkowym plusem było to, że czytałam o starym samochodzie, w których jestem już od dłuższego czasu zakochana.


Jestem ciekawa ekranizacji z 1983 roku, czy jest tak samo ciekawa jak książka. Może ktoś oglądał?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz