piątek, 21 marca 2014

Ingrid Hedstrom - "Nauczycielka z Vilette"

WIOSNA! Wreszcie prawdziwa wiosna, w każdym razie w Bydgoszczy :) Słońce nie opuszczało przez cały dzień. Wiatr był jednak nie tak uciążliwy jak można by się tego spodziewać po marcu. Z tego co pamiętam w tamtym roku marzec był bardzo.. biały.
Od jakiegoś czasu postu pojawiają się mniej więcej raz na tydzień z czego nie jestem dumna. Jednak moja głowa zaprzątnięta jest teraz prawem jazdy i szkołą a to przekłada się na mniej przeczytanych książek i na większym nic nie robieniu kiedy normalnie przeznaczałabym ten czas na jakąś intelektualną przyjemność :)
Obiecuję poprawę, chociaż wątpię czy do świąt coś się zmieni. W każdym razie się postaram. 
A teraz konkrety...

...po wielkim boom na Stiego Larrsona i jego serię "Millenium" do Polski wkroczyli ze swoimi skandynawskimi kryminałami, thrillerami autorzy tacy jak: Liza Marklund, Camila Lackbert czy młodzi, debiutujący pisarze, właśnie jak Ingrid Hedstrom. Byłam strasznie ciekawa o co tyle hałasu. Zobaczyłam i... spodobało mi się ;)

Ulubiona nauczycielka zostaje potrącona przez samochód. Auto ucieka z miejsca wypadku, a Jeanne Demaret umiera. Z zeznań świadków, bliskich lub dalszych przyjaciół denatki, wynika, że nie było to śmierć przypadkowa. Tylko kto chciałby zabić ukochaną przez wszystkich starszą panią? 
Sprawa trafia do sędzi śledczej Martine Poirot. To od niej teraz będzie zależeć ile czasu zajmie jej dowiedzenie się prawdy. W trakcie śledztwa ujawnione zostają nowe fakty i tropy. Pani Demaret prze wiele, wiele lat skrywała wielką tajemnicę, która wydarzyła się sprzed kilkudziesięciu lat. Poirot z pomocą komisarza de Jonge musi odkryć jaki związek śmierć nauczycielki ma z tragicznymi wydarzeniami?

Wielkim plusem "Nauczycielki z Villette" jest na samym początku, zaraz za dedykacją, spis osób, które w większym stopniu przewijają się przez powieść. To bardzo ułatwiło mi sprawę kiedy do końca nie wiedziałam co to za osoba. Więcej autorów mogłoby wprowadzić to do swoich powieści. Co do samej treści... bardzo polubiłam Martine Poirot. Może przez nazwisko... :) Jest ciekawą osóbką, chyba najbardziej opisaną w powieści. Poznajemy jej niektóre fakty z lat dzieciństwa, młodości czy studiów.
Akcja w książce była bardzo zmienna. Raz czytałam z zapartym tchem, jak wydarzenia się potoczą, a za chwilę, niektóre opisy mnie po prostu zanudzały. Jednak całościowo - nie było źle, aczkolwiek mogło być lepiej.

Podsumowując plusy i minusy książki, polecam i z pewnością sięgnę po następną część serii, tym razem "Dziewczęta z Villette"

A tymczasem cieszmy się z ostatnich 3 minut pierwszego dnia kalendarzowej wiosny ;)

2 komentarze:

  1. Mnie w oczy rzuciła się dziwna okładka - dlaczego imię i nazwisko jest napisane taką wielką czcionką, a tytuł prawie niewidoczną, przynajmniej jak dla mnie. :) A samą książkę może i bym przeczytała :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten tytuł jeszcze jest mi nieznany, ale to mój ukochany gatunek, więc mam nadzieję, że kiedyś tę książkę przeczytam.

    OdpowiedzUsuń