Pewnie większość z Was zna rodzinę Dollangangerów, jednak tylko to czytywałam po parę stron dziennie, więc musicie mi wybaczyć :)

Bart i Jory są już dorosłymi mężczyznami. Młodszy z nich obchodzi swoje 25 urodziny. Zgodnie z wolą babki to właśnie on zostanie właścicielem wielkiej posiadłości Foxworh Hall. Na tę okazję przyjeżdża cała rodzina - Cathy, Chris, a także Cindy, Jory z żoną Melodie. Dla wszystkich, a najbardziej dla rodziców Barta jest to traumatyczne przeżycie. Impreza nie przynosi jednak szczęśliwych wspomnień.
Czwarta część sagi o rodzinie Dollangangerów dosyć mocno odstaje swoim poziomem od pozostałych. Jest ona właściwie zakończeniem całej historii. Nie podobała mi się jak poprzednie części. I nie dlatego, że koniec jest naprawdę wzruszający, ale to raczej z powodu Barta, którego z niewiadomych mi powodów nie darzyłam sympatią. A cała książka praktycznie o nim :)
Były momenty wzruszające, że bez chusteczek higienicznych ani rusz, było też troszkę znudzenia i zdenerwowania. Ach, ten Bart! No po prostu nie trawię dzieciaka, a teraz dorosłego mężczyzny. Jak można tak zachować się w stosunku do swojego brata i rodziców? "Trudne" dzieciństwo w obecności kochającej rodziny chyba nie jest aż tak wielkim usprawiedliwieniem dla swoich postępkach w dorosłym życiu.
Już niedługo następny post, tym razem dawno niewidziany stos :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz