Za pierwszym razem kiedy obejrzałam „Śniadanie u
Tiffany’ego” zastanawiałam się nad czym ludzie tak się zachwycają? Co w tym
filmie jest takiego, czego nie ma w
innych? Jednak gdy obejrzałam jeszcze raz po czasie, zostałam całkowicie oczarowana.
Zaczęłam dostrzegać to, czego wcześniej nie zauważyłam. Chcąc zagłębić się w
„Śniadanie…”, sięgnęłam po książkę.
A więc kręcimy. Piąta aleja, piąta rano. Audrey, która nie
jest pewna czy rola jej wyznaczona jest dla niej idealna, a w dodatku musi
zjeść drożdżówkę, której tak bardzo nie lubi. Ulica, gdzie zawsze tłumy ludzi,
na potrzeby filmy, świeci pustkami. Wjeżdża taksówka i wysiada nieznana nam
dziewczyna w wieczorowej, długiej, czarnej sukni z dekoltem na plecach, sznurem
pereł. W ręku trzyma papierową torbę. Pierwsze sceny filmu poszły szybko.
Przerwa. Wznowienie kręcenia po południu w salonie Tiffany’ego. Po tygodniu
kręcenia w Nowym Yorku, cała ekipa przenosi się do Los Angeles, żeby dokończyć
resztę filmu.
Film wzbudzał wiele kontrowersji . W końcu, w latach 60. XX
wieku, głównych bohaterem był zawsze mężczyzna, a kobieta miała ładnie wyglądać
i się uśmiechać, a tutaj mamy kobietę i to jeszcze rola damy do towarzystwa.
Dla wielu ludzi w tamtych czasach było to nie do pomyślenia. Po premierze filmu,
opinie były podzielone. Jedni uważali, że „Śniadanie…” jest genialne, inni
wręcz przeciwnie. Jednak chyba najbardziej zaszokował niejaki Irvirng A. Mandell, gdzie bez skrupułów
opisał scenę tabu, które ekipa filmu chciała ukryć. Rzucił światło na jeden
urywek filmu. Dokładnie kradzież dla zabawy w sklepie przez Holly i Paula.
Uważał, że skoro w telewizji możemy zobaczyć takie coś, to teraz młodzież zrobi
to samo.
Sam Wasson nie opowiada tylko jak powstało „Śniadanie…”.
Dowiadujemy się, jak właściwie zaczęła się kariera Audrey Hepburn. Książka jest
podzielona na rozdziały, gdzie każdy przedstawia część życia aktorki. Główną bohaterką jest Audrey, jednak oprócz
niej przewijają się znane nazwiska, jak np. Marilyn Monroe czy Tony Curtis. Możemy wyczytać jakie trudności mieli
producenci filmu, żeby obsadzić Audrey, kto naprawdę chciał dostać rolę Holly
Golightly i co miał z tym wszystkim wspólnego, oprócz napisania książki, Truman
Capote.
Książka bardzo mi się podobała. Dzięki niej poznajemy cały wielki świat lat 60. XX wieku. Główni bohaterowie są barwni, ale nie przekoloryzowani. Są po prostu prawdziwi. Przecież każdy ma swoje wady i zalety. Właśnie w tej książce jest to wszystko ukazane. Naprawdę, aż dziwne, że film, który w dzisiejszych czasach przeszedłby bez większego echa, w poprzednim wieku wzbudził tak wiele konfliktów i odmiennych zdań.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz