piątek, 16 sierpnia 2013

Virginia C. Andrews - "Kwiaty na poddaszu"

Książkę przeczytałam już dawno, jednak dopiero teraz mogę się podzielić wrażeniami. Muszę przyznać, że przyciągnęła mnie okładka. Te kolory, ten tajemniczy dom – zahipnotyzowała mnie.

Szczęśliwe czasy rodziny Dollangangerów kończą się wraz ze śmiercią ukochanego ojca i męża, Chrisa. Zrozpaczona rodzina nie wie co ma począć. Nie stać ich na utrzymanie domu, są zadłużeni. Corrine, matka najstarszego syna Chrisa, średniej córki Cathy i najmłodszych bliźniaków: Carrie i Cory’ego, postanawia przeprowadzić się do swoich rodziców. Narratorem powieści jest Cathy. Z początkiem książki ma 12 lat. Wszyscy wyruszają w daleką drogę do rezydencji Faxworth Hall. Po przyjeździe do ich nowego domu, matka Corrine, Olivia, postanawia całe rodzeństwo umieścić na poddaszu, tłumacząc się, że ich dziadek, Malcolm, nie może wiedzieć o ich istnieniu. Corrine zarzeka się, że bardzo kocha swoje pociechy i będą tam mieszkać najwyżej parę dni, do czasu aż będzie pewna, że ojciec jej nie wydziedziczy. Z początku wszystko układało się bardzo dobrze. Matka odwiedzała ich, przynosiła prezenty. Jednak kiedy poznała nowego mężczyznę, przychodziła coraz rzadziej.  I tak mijają miesiące, lata. Cathy i Chris spędzają bardzo dużo czasu ze sobą, ich więzi bardzo się zacieśniają. Kiedy starsze rodzeństwo dochodzi do wniosku, że matka ich zdradziła, postanawiają uciekać. Tylko jak? Nie znają ani terenu, nie mają żadnych pieniędzy. Chris wpada na wspaniały pomysł…

Książka wywarła na mnie ogromne wrażenie. Do tej chwili nie wiem, jak mam spisać emocje, które nagromadziły się przy czytaniu powieści. Nigdy nie spodziewałam się, że rodzona matka może zrobić coś tak okropnego swoim dzieciom, których zapewnia, że bardzo je kocha. Nie wiem tylko kto był tam gorszy: „kochająca” matka czy babka, która znęcała się nad dziećmi.
Najbardziej żal mi było bliźniąt, które nie rozumiały, dlaczego ich mamusia już nie odwiedza i czemu nie mogą wyjść pobawić się na świeżym powietrzy tylko muszą siedzieć zamknięte w miejscu odciętym od promieni słońca, ciepłego wiaterku i nie robić hałasu. Chris i Cathy, żeby dzieciom umilić czas, stworzyli na strychu "ogród". Przyklejali kolorowe kwiaty, wieszali różne wycinanki... Całe rodzeństwo z czasem zaczęło przypominać prawdziwą rodzinę - starsze rodzeństwo jako rodzice, nawet nazywało ich "mama" i "tata".

Książkę czyta się bardzo dobrze, jednak to co czytamy nie można nazwać, że było dobre. Może się wydawać, że zapisać ponad 350 stron, tylko o tym co działo się na poddaszu, będzie trudną sprawą, jednak Virginia spisała się rewelacyjnie. Cieszę się, że po tylu latach została wznowiona seria o rodzinie Dollangangerów.

2 komentarze:

  1. Udało mi się kupić wszystkie części tej sagi, więc nie mogę doczekać się, aż znajdę trochę czasu, który będę mogła poświęcić poznawaniu twórczości V.C. Andrews...

    OdpowiedzUsuń